Facebook: @Karolina-Szostak; Karolina Szostak: życiorys. Dziennikarka jest jedynaczką, urodziła się w Warszawie 15 sierpnia 1975 roku. Jako nastolatka Karolina uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu. Operacja trwała 11 godzin, dziewczyna przeszła trepanację czaszki, była sparaliżowana, a lekarze nie dawali jej większych szans. Karolina Szostak, która ostatnio zyskuje coraz większą popularność, ze względu na swoje kolejne metamorfozy, w sieci pochwaliła się fotografią z dzieciństwa. Prezenterka telewizyjna została zaproszona do podjęcia wyzwania, które polega na przeglądaniu albumów ze starymi zdjęciami i podzieleniem się jednym z nich. Informacje o Mój spektakularny detoks - Karolina Szostak Mar - 7056951268 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2017-11-27 - cena 28,50 zł Swoją drogę do idealnej sylwetki opisała w książce pt. "Moja spektakularna metamorfoza". Wzięła udział także w programie rozrywkowym "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami". Sprawdź, kto był jej partnerem i które miejsce zajęła. Imię: Karolina Nazwisko: Szostak Nazwisko panieńskie: Szostak Pseudonim: brak Wzrost: 168 cm Książka: Mój spektakularny detoks Jak uninąć efektu jo-jo autorstwa Karolina Szostak, Marta Kordyl, wydawnictwa: Edipresse Polska. Dostępna w Woblink! Liczba stron: 224 to gwarancja świetnej zabawy. Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. PodziękowaniaSerdecznie dziękujemy Hali Koszyki za udostępnienie wnętrz na potrzeby sesji zdjęciowej do głęboko kłaniamy się:1. Jaśkowi Bazylemu z Akademii Kulinarnej Comfort Food Studio, który przymknął oko i zacisnął zęby, kiedy siedziałyśmy, a nawet leżałyśmy na blacie… Dzięki temu możemy się cieszyć piękną okładką!2. Werandzie Bistro za udostępnienie nam „prywatnej sali”, w której napisałyśmy wiele stron poradnika i zrobiłyśmy mnóstwo wyjątkowych Ćmie by Mateusz Gessler za wyrozumiałość, gdy wchodziłyśmy za bar i… szybę, która została uwieczniona na ulubionej fotografii bardzo dziękujemy Flaming Restaurant za udostępnienie pięknego wnętrza. Ich zdjęcia uatrakcyjniły stronę graficzną oczywiście fotografowi Krzyśkowi Kostkiewiczowi za przepiękne zdjęcia, mnóstwo cierpliwości i… to, że nie opuścił nas, nawet gdy musiał stać na mrozie i udawać WstępSkończyłam czterdzieści lat i już od dobrych dwóch dekad walczę ze swoją wagą. Od dwudziestu lat ciągle myślę o kaloriach, kiedy patrzę na przypieczone udko kurczaka i chrupiącą bułeczkę z masłem orzechowym. Mierzę ją wzrokiem, jak swoje pośladki w obcisłych dżinsach, i zastanawiam się, czy mogę… Czy mogę skubnąć jej odrobinę, oderwać pachnącą skórkę i zamoczyć ją w ulubionej oliwie? Albo pół nocy nawijać na widelec oryginalne włoskie spaghetti aglio olio posypane parmezanem i śmiać się przy tym z przyjaciółmi, jak Włosi mają w zwyczaju? Sophia Loren przyrzeka, że można, ale czy chuda aktorka jest w tej kwestii autorytetem?Ja chuda nigdy nie byłam. Już w liceum bliżej mi było do klepsydry niż do dziewczyn, które miały figury modelek. Ale wolałam być sobą… od zawsze. To zasługa mojej kochanej mamy (uwielbiam zwracać się do niej „mamcia”), która góry przeniosła i morze wykopała, by jej jedyne dziecko wyrosło na pewną i kochającą siebie kobietę. Takie rzeczy wynosi się z domu, to wiem na pewno. Ja z mojego rodzinnego, poza lampą i ulubionym kubkiem do kawy, wyniosłam wiarę w siebie i pewność, że choćby nie wiem, co się działo, i tak będzie dobrze. Właściwie przez całe moje dziecięce życie byłyśmy z mamą najlepszymi przyjaciółkami. Tylko my, dwie blondynki z głowami pełnymi marzeń i planów. I nawet po rozwodzie ona tak to nasze życie poskładała i przemeblowała, że wszystko zaczęło się dbała także o moją dietę. Razem wiele razy się odchudzałyśmy, testowałyśmy wszystkie możliwe cuda na rynku, miałyśmy nawet przygodę z niemieckimi koktajlami załatwianymi przez Krewnych i Znajomych Królika. Efekty tych diet na początku były zadowalające. Szybki ubytek masy ciała, błyskawiczny efekt wow, satysfakcja, że panuję nad wszystkim, a potem bolesny powrót do szarej rzeczywistości w rozmiarze 44. I tak w kółko. Czułam się jak chomik, który biegnie na kołowrotku, choć nawet i on już wie, że nigdzie nie dobiegnie. Gdybym nie pracowała w Polsacie i gdyby nie to, że w telewizji trzeba „wyglądać” (w końcu widać tam wszystko, plus telewizja dodaje pięć kilogramów), zapewne machnęłabym ręką i zjadała częściej swojego ulubionego śledzia w śmietanie albo pizzę, albo dobrze przyprawiony rosół na mięsie. (Należę do kobiet, które mając do wyboru stek czy czekoladę, zawsze wybiorą stek). Jednak od dwudziestu lat pracuję w branży medialnej. Kocham tę robotę bardziej niż jedzenie, dlatego raz na jakiś czas przymierzam moje spodnie – wyrocznię w rozmiarze 38 i sprawdzam, na ile jeszcze mogę sobie pozwolić. A jak wiadomo, smakoszki życia, koneserki soczystych chwil i miłośniczki kolacji, które kończą się nad ranem, kiedy ostatni gość trzaśnie drzwiami, nie znają umiaru. Dlatego moja masa ciała nieustannie się zmieniała. Rosła, kurczyła się i zdecydowanie nie tańczyła tak, jak jej czterdziestki udawało mi się z tym żyć, ale krzesełko w metryce z przodu spowalnia metabolizm. Nagle to, co spalałam śmiechem i tańcem, żądało pójścia do siłowni. Pasek w spodniach przeskakiwał z dziurki na dziurkę od samego zapachu jedzenia, a bankiety i nieregularna praca wchodziły mi nie tylko w pięty, ale także w nogi, biodra, brzuch, na czubku nosa kończąc. Metabolizm ewidentnie zwolnił, do tego hormony ruszyły z kopyta i pierwszy raz w życiu przestałam panować nad wskazaniami wagi. Moje rubensowskie kształty, którymi zawsze się szczyciłam, zaczęły się rozmywać – przestałam w nich widzieć powód do dumy. Wtedy to zrozumiałam…Moje rubensowskie kształty, którymi zawsze się szczyciłam, zaczęły się rozmywać – przestałam w nich widzieć powód do pochmurny marcowy wtorek po raz kolejny zapukałam do drzwi Kasi Milczarkiewicz, mojego żywieniowego coacha, z błaganiem o pomoc. I tym razem również obie podniosłyśmy rękawice, które los rzucił nam pod nogi. Postanowiłyśmy raz na zawsze pozbyć się tego, co zaczęło mnie dusić i zabijać radość życia. Plan był prosty: odnaleźć sens w restrykcyjnych zmianach, nie gubiąc siebie. Zaczęłyśmy od trzytygodniowej diety oczyszczającej, która miała stopniowo wprowadzić mnie do czterdziestodwudniowego postu doktor Ewy Dąbrowskiej. To był mój Mount Everest. Po nim kolejne trzy tygodnie wychodzenia z postu i w końcu do dzisiaj dieta wegańsko-oczyszczająca. I tak oto ja, smakoszka mięsa, zerwałam z nim! Świat zwariował. Ale tym razem na moich zasadach. Udało się, oczyściłam swój organizm i stworzyłam nową, lepszą wersję siebie. Od początku mojej metamorfozy minął rok. W tym czasie schudłam prawie trzydzieści kilogramów i naprawdę uwierzyłam, że wszystko jest możliwe, nawet chuda Szostak, choć odchudzać się bardziej już nie zamierzam. A co w tym wszystkim najlepsze? Nie boję się efektu jo-jo ani tego, że do końca życia będę jadła sałatę i kapustę kiszoną. Bo w końcu zrobiłam coś, o co sama nigdy bym się nie podejrzewała. Zrozumiałam, o co tak naprawdę chodzi w odchudzaniu, i… się przestawiłam. Post i to, co wydarzyło się po nim, pozwoliło mi wyrobić sobie dobre nawyki. Dieta stała się moim sposobem na życie, smaczną, dobrze doprawioną alternatywą śmieciowego jedzenia. Czymś, bez czego nie wyobrażam sobie delektowania się bardzo mnie cieszy, że moja spektakularna metamorfoza – tak, nie boję użyć się tego określenia: SPEKTAKULARNA METAMORFOZA – porwała inne kobiety do działania. Panie w różnym wieku zaczęły zalewać mnie e-mailami i listami z prośbą o zdradzenie mojego sekretu. Chciały wiedzieć, jak udało mi się schudnąć tak dużo, nie tracąc przy tym urody i poczucia humoru. Zaczepiały mnie na ulicy, mówiąc, że mój przykład bardziej motywuje je do działania niż jakiekolwiek ćwiczenia czy diety innych gwiazd fitnessu. Dlaczego ja? Bo tak jak one jestem kobietą, która od wielu lat walczyła o swój idealny wygląd, strzeliła złotego gola i wygrała moja przyjaciółka Marta Kordyl zadzwoniła do mnie z pomysłem napisania książki, w której krok po kroku, bez żadnej ściemy, miałabym podzielić się z czytelniczkami sposobem na pozbycie się trzydziestu kilogramów, zgodziłam się bez zastanowienia. Byłam szczęśliwa, że będę mogła odkryć karty sprawdzonego przepisu na „dietę Szostak”. Od kilku miesięcy wspólnie z Martą pracujemy nad jedynym w swoim rodzaju poradnikiem dla ciebie, droga czytelniczko. W tym czasie ponownie przeszłam post, tym razem krótszy, miesięczny, i zachęciłam do niego Martę. Obie oczyściłyśmy swoje ciała i umysły, by teraz z pełną werwą i energią zaprosić cię do twojej spektakularnej metamorfozy. Skoro mnie się udało, tobie też się uda. Obiecuję!2. Wywiad z KarolinąPamiętasz, co zrobiłaś, kiedy pierwszy raz przeprowadzałam z tobą wywiad?Oczywiście, siedziałyśmy w stołówce akademickiej, a ja pokazałam ci swój biust. Byłam po treningu do „Tańca z gwiazdami”, jadłyśmy klopsy, a ty zapytałaś, czy mój biust jest prawdziwy, więc pokazałam ci, że tak. Całe szczęście, że wtedy trwała sesja i studenci nie odrywali wzroku od swoich notatek, obyło się więc bez prawda. Nikt nic nie widział, poza mną. I wtedy obie przyznałyśmy, że biust to jeden z twoich największych tak jest, choć lubię dodawać, że mam też ładne właśnie nie wiem, czy nadal tak jest. Biust zmniejszył ci się o dwa wciąż jest „powyżej średniej krajowej” i nadal przykuwa jestem, czy teraz też byś „na nim wypłynęła”.Myślę, że tak (_śmiech_). W końcu internauta, który mnie „stworzył” , był bardzo uzdolniony i pewnie coś by wymyślił. Link, który wrzucił do sieci z rzekomego programu, kiedy to miałam w sukni z dekoltem sięgającym pępka prowadzić wielkanocne wiadomości sportowe, był tak profesjonalnie zmontowany, że w pierwszej chwili nawet ja zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie tak się ubrałam. Dzięki niemu tamtej Wielkanocy z anonimowej dziennikarki stałam się Karoliną Szostak. Zainteresowała się mną nawet telewizja holenderska! Na początku byłam wściekła na tego człowieka, chciałam go pozwać, a później machnęłam ręką. Kiedy patrzę na to wydarzenie dzisiaj, chyba muszę mu podziękować, bo to właśnie on otworzył mi drzwi do show-biznesu. Teraz sama swoją pozycję umocniłam tym, że tak dużo to świetnie zaplanowana strategia, nad którą myślał sztab wykwalifikowanych specjalistów?Nie, przecież nie startuję w wyborach na prezydenta, tylko trochę schudłam, i trochę, bo aż prawie trzydzieści kilogramów, i nie tylko, bo każda kobieta wie, że zrzucić taki ciężar z siebie to wielki wyczyn, który większości z nas się nie udało się dopiero po dwudziestu latach walki. I chyba trzeba swoje przeżyć, żeby w końcu zrozumieć, o co w tym całym odchudzaniu stuknęła mi czterdziestka, zauważyłam, że muszę zacząć dbać o siebie bardziej niż wtedy, kiedy miałam trzydzieści pięć po co ci dieta? Przecież mówiłaś, że w telewizji polskiej są potrzebne dziennikarki podobne do prawdziwych kobiet. Nie chciałaś być nadal nie chcę, jestem szczuplejsza, ale do patyka mi daleko. Nadal mam biodra, biust, uda, i to się nie zmieni. Poza tym już się nie odchudzam, teraz tylko zdrowo się odżywiam i staram się utrzymać wagę. Marto, znasz mnie kilka lat i wiesz, że zawsze siebie lubiłam i akceptowałam, nawet w rozmiarze 44. Teraz tylko podobam się sobie trochę bardziej i lepiej leżą na mnie ubrania. Nic więcej się nie zmieniło. W mojej głowie nie zaszły spektakularne zmiany, bo nie potrzebowałam ich. Dodatkowe kilogramy nigdy nie podcinały mi skrzydeł, w niczym mnie nie ograniczały. Nie jestem teraz szczęśliwsza, bo mniej ważę. Być może są kobiety, które nie akceptują siebie w większym rozmiarze, nawet przez lekką nadwagę mają obniżoną samoocenę, zepsuty humor i każdą nieudaną próbę schudnięcia traktują jak życiową porażkę. Ja tak nigdy nie miałam. Nie patrzę ani na siebie, ani na innych przez pryzmat kilogramów. Nie one nas definiują. Ale być może takie podejście wynosi się z domu – moja mama dała mi tyle miłości i wsparcia, że nawet nie przychodziło mi do głowy, że mogę nie być atrakcyjna. Poza tym zawsze podobało mi się włoskie podejście do życia. Ich soczystość posypana parmezanem. Trochę ich papugowałam (_śmiech_).Ale coś się musiało zmienić, skoro zdecydowałaś się zamienić parmezan na stuknęła mi czterdziestka, zauważyłam, że muszę zacząć dbać o siebie bardziej niż wtedy, kiedy miałam trzydzieści pięć lat. A jednocześnie przy okazji badań okresowych okazało się, że mam niedoczynność tarczycy i jak to przy tej chorobie bywa, praktycznie zerowy metabolizm. Musiałam szybko działać, dopóki nie będzie za późno. Dlatego przeszłam na dietę. A że mieszkam sama i gotowanie nigdy nie było moją mocną stroną, postanowiłam skorzystać z cateringu pudełkowego „Przełom w odżywianiu”. Zaczęłam od sześciotygodniowego postu doktor Ewy Dąbrowskiej, po którym zrzuciłam pierwszą celem było udowodnienie sobie, że przetrwam post i zrobię porządek z wyjątkowo zdesperowana osoba jest w stanie wytrzymać sześć tygodni na warzywach i jabłkach…Widać, że obie jesteśmy bardzo zdesperowane, bo obie przeszłyśmy ten post. Marto, przecież wiesz, że wszystko zależy od nastawienia. Byłam ciekawa, co w tym czasie dzieje się z moim organizmem. Już po dwóch tygodniach poczułam się silna i chodziłam spać jak dziecko po nie kłam. Pierwsze dni postu były straszne. Bolały nas głowy, brzuchy, a ty pod koniec pierwszego tygodnia z powodu bólu pleców nie mogłaś wstać z początki zawsze są trudne, ale później było o wiele lepiej. W drugim tygodniu aż kipiałam energią, chciałam wszystko robić, nawet wypucować dom. Czułam się, jakby mój organizm był na wakacjach. A kiedy kilogramy zaczęły spadać, nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Nie sądziłam, że aż tak dużo schudnę. Zresztą to nie był mój cel. Moim celem było udowodnienie sobie, że przetrwam post i zrobię porządek z hormonami. Wcześniej, jak każda kobieta, od czasu do czasu bywałam na jakiejś diecie, i tylko raz efekt mnie zadowolił. Ale wtedy przez pół roku jadłam same zupki warzywne i carpaccio. Po skończeniu tamtej diety kupiłam sobie w Zarze pierwsze dżinsy w rozmiarze 38. I od tygodnia znowu się w nie mieszczę!Gratulacje, ale dla mnie to tylko kolejny dowód na to, że nie akceptowałaś siebie w rozmiarze kobieta idzie do fryzjera i z blondynki zmienia się w szatynkę, to znaczy, że nie akceptowała siebie? Nie, to znaczy, że była na takim etapie swojego życia, że potrzebowała odmiany. Po czterdziestce i ja znalazłam się właśnie w tym punkcie. Spojrzałam na siebie i swoje życie i doszłam do wniosku, że to, co mam, już mi nie wystarcza. Lubię być w ruchu, lubię, gdy coś się dzieje, lubię zmiany. Stwierdziłam, że nadszedł mój czas, że teraz najważniejsza jestem co z twoją skórą, ciałem? Wybacz, że wytykam ci wiek, ale nie masz osiemnastu lat. Nie bałaś się, że po utracie takiej masy ciała posypią ci się zmarszczki i skóra będzie wisieć?Nie myślałam o tym na początku. Później, kiedy kilogramy zaczęły spadać, postanowiłam zadziałać asekuracyjnie. Razem z kliniką La Perla, z której usług korzystam od dawna, zaczęłyśmy działać. Wprowadziłyśmy zabiegi ujędrniające na ciało i masaże, dzięki którym woda już nie zatrzymuje się w organizmie. Ale żeby było jasne, niczego sobie nie zmieniłam, nie zmniejszyłam ani nie powiększyłam. Wszystko jest moje, teraz tylko trochę odchudzone. Ale to akurat zasługa często decydują się na takie zmiany, kiedy coś się w ich życiu kończy, na przykład związek…Mnie to nie dotyczy. Dla faceta aż tak bym się nie zmieniła. Chyba, że Brad Pitt zainteresowałby się mną. Dla niego mogę być nawet czekasz na miłość?Oczywiście, i mam przeczucie, że w tym roku zakocham się na poważnie. Najpierw oczyściłam swoje ciało, później umysł, a teraz czas na się zastanawiam, jak to możliwe, że taka kobieta jak ty jest bo odpowiem ci jak Bridget Jones: być może dlatego, że pod ubraniem mam łuski ryby (_śmiech_). Ale prawda jest taka, że nie mam zielonego pojęcia, dlaczego jestem sama. Może dlatego, że do tej pory Brad Pitt był zajęty. A może moja mama ma rację, kiedy mówi, że to dlatego, że jestem zbyt równa, a podobno faceci nie chcą żenić się z kobietami, z którymi mogą konie kraść. Za to moi przyjaciele zapewniają, że problem tkwi w tym, że wysyłam sprzeczne sygnały. Gdy ktoś bardzo mi się podoba, tak staram się ukryć to zainteresowanie, że ten ktoś myśli, że go nie lubię. I koło się zamyka. Ale według mnie chodzi o moją nieśmiałość…Przepraszam, o co chodzi?! Nie znam bardziej śmiałej osoby od ciebie!Tak uważasz, bo się znamy i lubimy, a poza tym jesteś kobietą. Mężczyźni mnie paraliżują. Są kobiety, które tracą dla facetów głowę, ja zapominam języka w gębie. A do tego okazało się, że jestem romantyczką i marzę o tym, żeby to mężczyzna zrobił pierwszy krok, podszedł do mnie, zaprosił na kawę… Tak już mam, moją mamę to bardzo martwi. Nie chce, żebym ciągle była sama. Ja też tego nie chcę, zwłaszcza że kiedyś byłam w jedenastoletnim związku i taka symbioza – naprawdę wszystko robiliśmy razem – bardzo mi odpowiadała. I dlatego jestem przekonana, że w tym roku wszystko się zmieni i jeszcze będziesz mi gratulować tego: pierścionek, ślub, dzieci?Bardzo, choć w moim wieku kolejność nie musi być taka. Chcę mieć rodzinę. Bardzo. To co z karierą? Tu też czekasz na nowe wyzwania?Jestem dziennikarką sportową w Polsacie od prawie dwudziestu lat i to jest moja wymarzona praca, z której nie zamierzam za żadne skarby kariera telewizyjna rozpoczęła się od programu „5-10-15”…Tak, choć w sumie rozpoczęła się od matury międzynarodowej, a przynajmniej jej zapowiedzi. Mama zapisała mnie do pierwszego prywatnego liceum w Polsce, które poza licznymi asami w rękawie miało oferować absolwentom maturę międzynarodową. Nic z tego nie wyszło, przynajmniej nie w początkowych rocznikach, czyli w moim. W każdym razie zamiast takiej matury przydarzyła mi się inna ciekawa historia. Pewna pani z telewizji przyszła do naszej szkoły, żeby zrobić reportaż o pierwszym prywatnym liceum w Polsce. Rozmawiała z uczniami, a mnie nawet zaproponowała, żebym przyszła do studia i reprezentowała naszą szkołę. Oczywiście, zgodziłam się, bo wtedy na wszystko patrzyłam w kategoriach superprzygody. I chyba sprawdziłam się, bo po tamtym występie zaproponowano mi, żebym poprowadziła Szortpress w programie „5-10-15”. Były to lata dziewięćdziesiąte, czasy, kiedy Krzysiek Ibisz był świeżo upieczonym dziennikarzem, który po godzinach dorabiał jako nasz logopeda. To była moja pierwsza zabawa z telewizją. Kiedy byłam w klasie maturalnej, poprosiłam wujka, który był wydawcą „Teleexpressu”, żeby pokazał mi, jak wygląda telewizja od kuchni. Wtedy też poznałam Hankę Smoktunowicz, teraz Lis, która razem z Maciejem Orłosiem prowadziła „Teleexpress”. Ale i tak najciekawsze były dla mnie nocne materiały, które Krzysiek Rutkowski robił z policją. Miałam chyba dziewiętnaście lat. Nosiłam kamizelkę kuloodporną i brałam udział w prawdziwych akcjach policyjnych z bandziorami oraz… sprawiałam, że moja mama szybciej siwiała. Zresztą nie pierwszy sporcie wtedy wiedziałam niewiele, ale z tym przecież od razu nie musiałam się o wypadku samochodowym?Tak, miałam wtedy piętnaście lat. Ósmego marca wracałam do domu samochodem ze znajomymi. Siedziałam z tyłu za kierowcą. Obok nas autem jechał chłopak, który – jak się okazało – był kolegą kierowcy. Zbliżył się do nas, żeby się z nami przywitać, i w pewnym momencie niechcący uderzył w nas, a dokładniej wepchnął na słup. Uderzenie było tak silne, że wszyscy zostaliśmy ranni. Ja na pierwszy rzut oka najmniej. Tuż po wypadku byłam najbardziej przytomna. Ci z przodu uderzyli głowami w szybę, więc byli oszołomieni i zakrwawieni, ja z zewnątrz nie miałam obrażeń. Kiedy przyjechała policja, bez problemu się przedstawiłam, powiedziałam, jak nazywają się koledzy, podałam nasze numery telefonów i wtedy zaczęłam wolniej mówić i słabnąć. Dopiero po dwóch godzinach od wypadku pewien młody policjant zobaczył, że coś się dzieje ze mną złego, i zmusił załogę karetki, żeby zabrała mnie do szpitala. Moja mama odnalazła później tego policjanta i podziękowała mu za uratowanie mi życia. Jak się okazało, miałam krwiaka mózgu, który powiększał się w ekspresowym szpitalu na Banacha trafiłam w ręce doktora Jarosława Andrychowskiego, który natychmiast zawiózł mnie do sali szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale moja mama do tej pory wspomina, że najgorsze dni jej życia były wtedy, kiedy po operacji przez trzy doby czekała, aż się obudzę, i modliła się, żebym nie miała uszkodzonego szpitalu byłam około półtora miesiąca, a później długo dochodziłam do siebie w domu. Miałam sparaliżowaną prawą część ciała, opadała mi powieka, miałam opuszczone oko i zeza. Musiałam uczyć się wszystkiego od nowa: czytać, pisać, zapamiętywać. Koszmar. I to leżenie. Mama przyprowadzała wtedy do szpitala panią od refleksologii, która codziennie masowała mi stopy. Lekarze się na to wściekali, ale jak zobaczyli, że to działa, przymknęli oko na „znachorkę” przy moim wypadku nie słyszę na lewe ucho, nie mogę pić alkoholu i ani uprawiać intensywnie sportu. Tak! Nie mogę ćwiczyć w wysokim tempie, czyli bieganie odpada. Ale i tak nie narzekam, bo jeszcze trzy lata od wypadku groził mi straszliwy zez. Miałam mieć operację, ale mama wynalazła jakąś klinikę zeza pod Krakowem, gdzie zastosowano leczenie eksperymentalne. Raz w miesiącu jeździłam tam na zastrzyk w mięsień oka. Nigdy nie zapomnę bólu i strachu, że się poruszę albo po trzech latach od wypadku zaczęłam widzieć normalnie i… rozglądać się za prawdziwą pracą. Ktoś mi powiedział, że w Polsacie szukają dziennikarza do Działu Kultury. Umówiłam się na spotkanie i w nowych butach, kupionych specjalnie na tę okazję, pobiegłam na rozmowę z nadzieją, że dostanę tę robotę. Na miejscu okazało się jednak, że mój informator się pomylił – Polsat nie szukał do kultury, tylko sportu. O sporcie wtedy wiedziałam niewiele, ale z tym przecież od razu nie musiałam się zdradzać. Do pracy byłam gotowa, w końcu miałam nie tylko doświadczenie z telewizji publicznej, ale także nowe buciki. I tak to się zaczęło. Przyszłam w maju, a już w wakacje koncertowanie w całej Polsce z „Inwazją mocy” radia RMF FM oraz Polsatu. To była niezła szkoła jazdy, ale sprawdziłam się i już po wakacjach usłyszałam od mojego szefa, że wystąpię na wizji. Był rok 1997. Szefem Redakcji Sportowej był wtedy Jacek lata później, w 1999, do Polsatu przyszedł pan Marian Kmita, który uruchomił oddzielny kanał sportowy: Polsat Sport. I tak machina od dwudziestu lat siedzisz w sporcie. Nie kuszą cię nowe wyzwania?Mogę robić coś więcej, niż tylko przygotowywać wiadomości sportowe, w końcu byłam wydawcą Mistrzostw Europy Kobiet w siatkówce i pracowałam przy wielu sportowych imprezach telewizyjnych także z drugiej strony kamery. Telewizja daje mnóstwo możliwości, bo przecież to nie tylko praca na wizji. Z tyłu kamery stoi cały sztab ludzi, którzy ciężko pracują na końcowy efekt. Czasami stoję tam i ja. Poznałam także show-biznes i wydaje mi się, że wiem jak się w nim należy poruszać. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że show-biznes mnie stworzył. W końcu udział w „Tańcu z Gwiazdami” otworzył mi drzwi do przecież nie przeszkadza ci, że jesteś bo nie uważam, że do końca nią jestem. Popularność jest cechą pozytywną. Miło jest usłyszeć od obcych ludzi komplementy na temat swojego wyglądu albo występów w Polsacie. Takie gesty bardzo nie denerwuje cię, że zdobyłaś popularność nie dzięki temu, jaką jesteś dziennikarką, ale dlatego, że internauci docenili twój biust? A teraz ludzie emocjonują się twoim nowym wyglądem w rozmiarze S?Nie, bo mam wystarczająco dużo poczucia humoru, żeby nie brać wszystkiego na serio i cieszyć się na własnych warunkach tym co mi spadło z nieba. Na resztę ciężko pracuję. Bo przede wszystkim jestem prezenterką sportową. To moje podstawowe zajęcie, które wykonuję od dwóch dekad, i robię wszystko, żeby być w tym jak najlepsza. Celebrytką stałam się przez przypadek. Poza tym bycie celebrytką też może mieć dobre strony. Wiesz, ile kobiet dzięki mojej metamorfozie zaczęło mnie naśladować?Ile?Mnóstwo! Panie ciągle piszą do mnie e-maile, proszą, żebym pomogła im schudnąć. Mają do mnie zaufanie, bo widzą we mnie zwykłą kobietę, która tak jak one ciągle się odchudza. Skoro mnie się udało, to im też się uda. I to właśnie im, Marto, dedykujemy tę książkę. Fajnym babkom, które lubią siebie, znają swoją wartość i chcą jeszcze bardziej siebie polubić. Bo w dietach najfajniejsza jest nie utrata kilogramów, tylko świadomość, że dało się nie boimy się efektu jo-jo, prawda?Już nie, ale czasami śni mi się, że znowu przytyłam, dlatego co kilka dni wkładam moje ukochane spodnie z Zary i sprawdzam, czy wszystko jest tak, jak być powinno. Nie chcę już bardziej schudnąć. Podobam się sobie taka, jaka dzisiaj jestem. Dlatego trwaj, chwilo. Karolina Szostak ? od 20 lat związana z Polsatem, prezenterka sportowa i wielka fanka siatkówki, piłki i sportów walki. Kiedy nie pracuje, podróżuje albo ukrywa się w kinie. Uwielbia to co robi i.... śledzia w śmietanie. Marta Kordyl ? dziennikarka (pracowała w Gali, Onecie, Fleszu i Party), copywriterka i scenarzystka. Kiedy nie pisze... zawsze coś pisze. To naprawdę pani? Takie pytanie najczęściej słyszy Karolina Szostak. Następne to: jak pani to zrobiła? No właśnie jak? O tym jest ten poradnik. Karolina zdradza w nim krok po kroku jak udało jej się schudnąć w rok prawie 30 kg. Przepisy, ćwiczenia, motywacje, rady, ostrzeżenia, drobne potknięcia i ogromny sukces. Jednym słowem cała spektakularna metamorfoza Karoliny od podszewki. Tylko ciii... to nasza tajemnica. Sprzedawane przez nas książki elektroniczne zabezpieczane są kodem zabezpieczającym, popularnie zwanym watermarkiem. Watermark jest to zabezpieczenie pliku polegające na jego oznaczeniu wewnątrz treści unikalnym ciągiem znaków, co umożliwia wskazanie transakcji Użytkownika. Jest to wygodne dla użytkownika zabezpieczenie nie wymagające instalacji dodatkowego oprogramowania obsługującego taki plik. Przykładowe e-czytniki z funkcją e-papieru obsługujące sprzedawane przez nas pliki: np. PocketBook, Kindle, Onyx, Nook, eClicto. Przykładowe programy obsługujące sprzedawane przez nas pliki: tablety: iPad, tablety z systemem Android czy Windows; oprogramowanie: iBooks – iPad; Amazon – Kindle; Moon + Reader, FBReader, Aldiko smartphony, oprogramowanie iBooks – iPad; Amazon – Kindle; Moon + Reader, FBReader, Aldiko komputery: Calibre, Adobe Digital Edition, FBReader, Amazon Kindle. Zamieszczenie recenzji nie wymaga logowania. Sklep nie prowadzi weryfikacji, czy autorzy recenzji nabyli lub użytkowali dany produkt. Moja spektakularna metamorfoza Autorzy:Karolina Szostak Marta Kordyl Wydawcy:Purple Book (2022) Legimi (2017-2022) Edipresse Książki (2017-2022) Edipresse Polska (2017) Wydane w seriach:Edipresse Książki ISBN:978-83-7945-772-4, 978-83-8310-212-2 Autotagi:dokumenty elektronicznedruke-bookiksiążkiporadniki Więcej informacji... Karolina Szostak ̶ od 20 lat związana z Polsatem, prezenterka sportowa i wielka fanka siatkówki, piłki i sportów walki. Kiedy nie pracuje, podróżuje albo ukrywa się w kinie. Uwielbia to co robi i.... śledzia w śmietanie. Marta Kordyl ̶ dziennikarka (pracowała w Gali, Onecie, Fleszu i Party), copywriterka i scenarzystka. Kiedy nie pisze... zawsze coś pisze. To naprawdę pani? Takie pytanie najczęściej słyszy Karolina Szostak. Następne to: jak pani to zrobiła? No właśnie jak? O tym jest ten poradnik. Karolina zdradza w nim krok po kroku jak udało jej się schudnąć w rok prawie 30 kg. Przepisy, ćwiczenia, motywacje, rady, ostrzeżenia, drobne potknięcia i ogromny sukces. Jednym słowem cała spektakularna metamorfoza Karoliny od podszewki. Tylko ciii... to nasza tajemnica. Więcej... Czy polecam? Wiele jest tego typu publikacji książkowych. Zalewają wprost nasze księgarnie i regały domowe, ale tak na prawdę powtarzają jedno i to samo, zmień siebie, zmień myślenie, zmień nawyki i codzienność. I ciągle to samo, a my ciągle tkwimy w tym, co dotychczas. Bo to może nie frustruje, przy "naciąganym"postrzeganiu nie jest też takie złe...bo to bezpieczne tak sobie tkwić w swym stałym igloo. A gdy przychodzi kryzys co do samego siebie, to kupujemy następny poradnik i tak to się kręci. To jest kolejne wydanie, ilustrowane, bo łatwiej przyswajalne, a do tego znane nazwisko na okładce. Bo skoro ona mogła to ja nie dam rady??? Ale nie ma tu nic odkrywczego, czego byśmy nie wiedzieli. Rusz się człeku, odstaw ciasteczka i czekoladę, sięgaj po kaszę, orzechy, ziarna, zdrowe koktajle i będzie dobrze. Nie jedz w nocy, spaceruj, jedz mniej i ciesz się z życia. Z każdego dnia, jaki dostajesz. Czasem się rozpieszczaj i nagradzaj -ALE NIE SŁODYCZAMI ani JEDZENIEM!!! Zafunduj sobie pachnąca kąpiel, nowy krem, książke, wypróbuj nowy przepis...dasz radę i bez żadnych poradników. Nikt jeszcze nie obserwuje nowych recenzji tego dzieła. Autorzy:Karolina Szostak Marta Kordyl Wywiad:Marta Kordyl oraz:Krzysztof Kostkiewicz Wydawcy:Purple Book (2022) Legimi (2017-2022) Edipresse Książki (2017-2022) Edipresse Polska (2017) Serie wydawnicze:Edipresse Książki ISBN:978-83-7945-772-4 978-83-8310-212-2 Autotagi:dokumenty elektroniczne druk e-booki książki literatura literatura stosowana poradniki poradniki i przewodniki zasoby elektroniczne Powyżej zostały przedstawione dane zebrane automatycznie z treści 6 rekordów bibliograficznych, pochodzącychz bibliotek lub od wydawców. Nie należy ich traktować jako opisu jednego konkretnego wydania lub przedmiotu. Kliknij na okładkę żeby zobaczyć powiększenie lub dodać ją na regał. Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość Czy polecam? Wiele jest tego typu publikacji książkowych. Zalewają wprost nasze księgarnie i regały domowe, ale tak na prawdę powtarzają jedno i to samo, zmień siebie, zmień myślenie, zmień nawyki i codzienność. I ciągle to samo, a my ciągle tkwimy w tym, co dotychczas. Bo to może nie frustruje, przy "naciąganym"postrzeganiu nie jest też takie złe...bo to bezpieczne tak sobie tkwić w swym stałym igloo. A gdy przychodzi kryzys co do samego siebie, to kupujemy następny poradnik i tak to się kręci. To jest kolejne wydanie, ilustrowane, bo łatwiej przyswajalne, a do tego znane nazwisko na okładce. Bo skoro ona mogła to ja nie dam rady??? Ale nie ma tu nic odkrywczego, czego byśmy nie wiedzieli. Rusz się człeku, odstaw ciasteczka i czekoladę, sięgaj po kaszę, orzechy, ziarna, zdrowe koktajle i będzie dobrze. Nie jedz w nocy, spaceruj, jedz mniej i ciesz się z życia. Z każdego dnia, jaki dostajesz. Czasem się rozpieszczaj i nagradzaj -ALE NIE SŁODYCZAMI ani JEDZENIEM!!! Zafunduj sobie pachnąca kąpiel, nowy krem, książke, wypróbuj nowy przepis...dasz radę i bez żadnych poradników. Uprzejmie informujemy, że nasz portal zapisuje dane w pamięci Państwa przeglądarki internetowej, przy pomocy tzw. plików cookies i pokrewnych technologii. Więcej informacji o zbieranych danych znajdą Państwo w Polityce prywatności. W każdym momencie istnieje możliwość zablokowania lub usunięcia tych danych poprzez odpowiednie funkcje przeglądarki internetowej. Karolina Szostak ̶ od 20 lat związana z Polsatem, prezenterka sportowa i wielka fanka siatkówki, piłki i sportów walki. Kiedy nie pracuje, podróżuje albo ukrywa się w kinie. Uwielbia to co robi i.... śledzia w śmietanie. Marta Kordyl ̶ dziennikarka (pracowała w Gali, Onecie, Fleszu i Party), copywriterka i scenarzystka. Kiedy nie pisze... zawsze coś pisze. To naprawdę pani? Takie pytanie najczęściej słyszy Karolina Szostak. Następne to: jak pani to zrobiła? No właśnie jak? O tym jest ten poradnik. Karolina zdradza w nim krok po kroku jak udało jej się schudnąć w rok prawie 30 kg. Przepisy, ćwiczenia, motywacje, rady, ostrzeżenia, drobne potknięcia i ogromny sukces. Jednym słowem cała spektakularna metamorfoza Karoliny od podszewki. Tylko ciii... to nasza tajemnica. Karolina Szostak dwadzieścia kilogramów temu podjęła decyzję, że chce trochę schudnąć. Udało się. A Polki oszalały na jej punkcie. Wkrótce na rynku pojawi się jej debiutancka książka - „Moja spektakularna metamorfoza”, która powstała przy współpracy z Martą Kordyl. Zobacz też: Karolina Szostak schudła 20 kilogramów. Nam zdradziła sekrety swojej diety! Zobacz ekskluzywne wideo Tajemnica Karoliny Szostak - „Moja spektakularna metamorfoza” Karolina Szostak dołączyła do osób, które na co dzień przyczyniają się do promocji zdrowego jedzenia i sportu. Jej spektakularna metamorfoza, stała się wzorem i inspiracją dla wielu kobiet. Zdrowa i szczupła sylwetka to coś, o czym marzy każdy z nas. Jak tego dokonała? To pytanie pojawia się za każdym razem. Prezenterka wielokrotnie otrzymywała sygnały od kobiet, które motywowała do pracy nad figurą. Dlatego zdecydowała się napisać poradnik, który na rynku pojawi się już 11 kwietnia nakładem „Edipresse Książki”. Na łamach książki, Karolina Szostak opowiada o swojej drodze do szczupłej sylwetki, na którą składały się nie tylko ćwiczenia. Czytelniczki znajdą w niej propozycje na interesujące przepisy, które gwiazda jadła w trakcie postu Dr Dąbrowskiej. „Cieszę się, że mogę pomóc tym kobietom. Mam też poczucie odpowiedzialności, żeby ich nie zawieść i nie zawieść siebie, czyli żeby uniknąć efektu jo-jo, na który wszyscy czekają”, mówiła o nowym projekcie w wywiadzie dla VIVY!. „Moja spektakularna metamorfoza”. Książka Karoliny Szostak na rynku już 11 kwietnia. Polecamy też: Schudła 20 kilogramów i pisze o tym książkę. My jednak wiemy, jaka jest tajemnica Karoliny Szostak Oprócz wyrazów wielkiego szacunku i podziwu, kobiety często pytają, dlaczego zdecydowała się schudnąć skoro zawsze mówiła, że dobrze czuje się w swoim ciele. W wywiadzie dla VIVY!, mówiła: „To jest prawda. Wtedy czułam się atrakcyjna i tak samo jest teraz. Nie schudłam po rzuceniu mięsa. W 2010 roku bardzo straciłam na wadze, ale jadłam tylko zupy i w zasadzie nic więcej. Nosiłam takie rozmiary jak teraz. Ale szybko przybrałam, bo mi się wydawało, że mogę sobie na wszystko pozwolić. Myliłam się. Nie mogę sobie pozwolić na wszystko. Teraz słyszę „O, na pewno poleciałaś do sklepu i całą szafę wymieniałaś”. Nie, bo ja mam taką szafę-archiwum…”. W naszej galerii, możecie zobaczyć zjawiskową sesję Karoliny Szostak do książki - „Moja spektakularna metamorfoza”. Zobacz też: Dlaczego nie szuka faceta? O czym Karolina Szostak opowiedziała VIVIE!?

karolina szostak moja spektakularna metamorfoza